Our RPG organisation forum!

.


#1 2011-11-20 02:48:44

Carlos

Administrator

Zarejestrowany: 2011-11-16
Posty: 22
Punktów :   

Idaja session!

Pierwsza sesja już bardziej dopracowana. Bydzie epicko!





1.MG: Go!

Idaja: Idaja zmienił[a] swój nick na 3.Idaja

1.MG: Vego: Przemierzając kraj już kilka miesięcy zdążyłeś doświadczyć trudów podróży i zaznać niebezpieczeństwa na szlaku. Szło Ci póki co nieźle, ponieważ Twoja znajomość lecznictwa przydawała się ludziom, których znajdowałes na szlaku. O kilku wolałbyś nie pamiętać, jednak byli też tacy, dzieki którym odzyskiwałeś powoli wiarę w człowieczeństwo.

1.MG: Idaja: Przemierzając kraj już kilka miesięcy, zdążyłaś doświadczyć trudów podróży i zaznać niebezpieczeństwa na szlaku. Kilka razy musiałaś bronić się przed natarczywymi osiłkami spotykanymi co jakiś czas. Znalezienie noclegu za darmo dla młodej i atrakcyjnej dziewczyny graniczyło z cudem. Za każdym razem jednak udało Ci się wymigać od wszelkich przygód.

1.MG: Vego: Pewnego wiosennego dnia idąc drogą prowadzącą od wioski o nazwie Stugłowy spotkałeś dziewczynę ubraną na męską modłę. Zaświtało Ci w głowie, że skądś ją chyba znasz...!

1.MG: Idaja: Pewnego wiosennego dnia idąc drogą prowadzącą od wioski o sugestywnie brzmiącej nazwie Kozikrady spotkałaś mężczyznę w wędrownym stroju. Zaświtało Ci w głowie, że skądś go znasz...!

1.MG: - Ależ tak! - Spotkaliście się już. Kiedy uciekaliście z miasta atakowanego przez smoki. Szliście przez pewien czas z uchodźcami, gdzie poznaliście się bliżej, jednak los rzucił Was w różne strony

1.MG: I oto znowu się spotykacie... [koniec]

2.nieznajomy: -Idaja, tak? To Ty! Poznaje! - z jakiegos powodu widok kogos znajomego na szlaku bardzo mnie ucieszyl - Gdzie tym razem zmierzasz?

3.Idaja: - Witaj... nieznajomy. Wybacz mi, że nie pamiętam Twojego imienia. Idę do Kozikrad. A Ty dokąd ?

2.nieznajomy: -Ahh, nie dziwie sie! Twoje piekno napewno nie jednemu zapadlo w pamiec, moje imie to Teyron. Sam tez podrozuje do Kozikradu! Moge znow Ci towarzyszyc?

2.nieznajomy: 2.nieznajomy zmienił[a] swój nick na Teyron

Teyron: Teyron zmienił[a] swój nick na 2.Teyron

3.Idaja: - Jeżeli chcesz. Samotna podróż trochę mnie znużyła.

1.MG: Słońce wyszło zza chmur, ogrzewając Was. Pagórkowaty krajobraz działał na Wasz zmysł wzroku. Trawa powoli nabierała soczystego koloru zieleni.

2.Teyron: Biore gleboki oddech - Nareszcie wiosna! Te krajobrazy...! Szkoda tylko, ze nie zawsze mozna cieszyc sie pieknem tego swiata - dodaje ukradkiem spogladajac na moja towarzyszke.

3.Idaja: - Każda pora roku ma swój urok. - uśmiecham się. - Trzeba tylko to dostrzec.

2.Teyron: -Mozliwe, ale ciezko cokowiel dostrzec, kiedy z czola zsuwa sie czapka a na oczy wchodzi szal! - rzucam glupkowatym tonem.

3.Idaja: - Więc po co się kryć za szalem ? Trochę wiatru i zimna jeszcze nikomu nie zaszkodziła - uśmiecham się szerzej, mrugając zalotnie.

2.Teyron: -Nie cierpie zimna! Ah, spojrz, juz widac cel nasze podrozy!

1.MG: [JA]

2.Teyron: [kUniec]

1.MG: Jakby na potwierdzenie słów Teyrana mroźny poranny wiatr uderzył o wasze twarze. Na horyzoncie majaczyła osada. Podróż mijała dość szybko przy rozmowie. Wspomnienia ucieczki sprzed kilku miesięcy odsunęliście w zakamarki umysłu. Rzeczywistość rysowała się w o wiele cieplejszych barwach.

1.MG: Podchodząc bliżej widzicie niedbałe zabudowania wsi. Droga którą idziecie jakiś czas temu zaczęła być już otoczona przez pola. Dostrzegliście nawet pierwszych rolników z wołami orzących swoje skrawki ziemi.

1.MG: Wewnątrz osady tętni życie. Ludzie krzątają się przy swoich zwierzętach. Nie umiecie dostrzec niczego dziwnego i w sumie naprawdę zdziwilibyście się teraz gdyby coś nienormalnego się wydarzyło.

1.MG: [koniec]

2.Teyron: -Wiec, czemu tutaj przybylas, Idajo?

3.Idaja: - Właściwie... szukam jakiejkolwiek odpowiedzi na to co zdarzyło się po śmierci mojej babki. Na razie nic jeszcze nie wiem, więc kręcę się bez konkretnego celu.

2.Teyron: -Oh, przykro mi z powodu smierci Twojej babci... ale co takiego sie zdarzylo ze szukas odpowiedzi tak daleko?

3.Idaja: - Co się stało to się nie odstanie. Szukam tutaj bo mimo wszystko nie potrafię się przemóc żeby wrócić w okolice mojej wioski. Nie wiem czy to kwestia strachu czy intuicji.

1.MG: Grupka uzbrojonych w widły wieśniaków przypatruje się wam złowrogo [xD]

2.Teyron: -Ah, rozumiem... Mam nadzieje ze Twoje poszukiwania beda owocne jak te drzewo - wskazuje na drzewo ktore PRZYPADKOWO stalo obok i PRZYPADKOWO ma owoce na galeziach.

1.MG: [o_O, xD]

3.Idaja: - Dziękuje. A Ciebie co tutaj sprowadza ? Masz jakiś konkretny cel ?

2.Teyron: -Pragne dowiedziec sie co dokladnie stalo sie wtedy gdy spotkalismy sie poraz pierwszy... Probuje znalezc kogos kto pamieta wiecej niz wielki cien...

3.Idaja: - Czyli cel mamy podobny.. Jeżeli Ci to na rękę, możemy spróbować znaleźć odpowiedź razem.

2.Teyron: -Oczywiscie! - mowie z wielka radoscia - Moze sama wiesz cos wiecej?

3.Idaja: -Wiem tylko tyle, że moja babcia miała coś z tym wspólnego. W jej piwnicy była komnata. Wygląda na to, że czciła tam jakieś bóstwo. Smoka, rzecz jasna.

2.Teyron: -Smok? Przeciez to bajki dla dzieci... Wspolczesna nauka odrzuca ich istnienie!

3.Idaja: - One istnieją, zapewniam Cię. Powiedział mi, że muszę dokończyć to co zaczęła moja babka.

2.Teyron: Staram sie nie usmiechnac - Skoro tak mowisz... Co jednak ma to wspolnego ze zniszeniem miasta?

1.MG: Gałęzie przypadkowego drzewa sterczą nieruchomo. Wiatr ustał. Słońce natomiast nadal ogrzewa wasze zmarznięte członki. Zapowiada się ładny dzień. Chmury odchodzą za zachód ustępując miejsca czystemu niebu.

3.Idaja: - Nie musisz w nie wierzyć. Życzę Ci żebyś nigdy na własnej skórze nie przekonał się że istnieją na prawdę - odpowiadam urażona.

2.Teyron: -Tez wolalbym sie nie przekonywac, jesli jednak masz racje to nieuniknione... Od czego zaczynamy?

3.Idaja: - Prowadź niedowiarku.

2.Teyron: -Jak kazesz pan... - odpowiadam i odwracam sie by podejsc do jakiegos sklepu.

1.MG: Chłopa zdawają się nie zwracać na was uwagi, głowy mają odwrócone... Wszyscy.

1.MG: Nie dostrzegasz tu sklepów.

2.Teyron: Szepcze do Idaji - Chyba nikt nas tu nie lubi... - Jest tu cokolwiek wartego uwagi?

1.MG: Oprócz drzewa, które ma owoce wczesną wiosną nie dostrzegasz tutaj zasadniczo nic wartego uwagi. Wygląda to jak wiocha zabita dechami, której ludnośc ma swoje problemy i nie za bardzo lubią witać obcych. Tym bardziej tak jaskrawych podróżników jak wy.

3.Idaja: - Jak dla mnie jest tu zbyt spokojnie. A może jestem po prostu przewrażliwiona. - odpowiadam cicho. - Może po prostu chodźmy coś zjeść .

1.MG: Oraz oczywiście banda chłopów z kowbojskimi kapeluszami nadal stoi w zakamarku oparta na widłach

2.Teyron: Jest tu cos takiego zeby pojesc?

1.MG: Nie widzicie nic takiego. To nie jest duże miasto by znaleźć coś takiego. Jedyną strawę jaką możecie tu dostać to od chłopów.

2.Teyron: -Moze latwiej bedzie, jesli Ty zaczniesz rozmowe?

1.MG: Stoicie pośrodku wioski przypatrując się wieśniakom i rozmawiając o smokach. Panuje tu trochę nieprzyjemna cisza, zdążyliście zauważyć kiedy skończyliscie rozmowę.

3.Idaja: Podnoszę znacząco brew. Podchodzę do bandy chłopów z widłami - Witam. Czy jest tu jakieś miejsce gdzie moglibyśmy się posilić? - patrzę w oczy każdemu z chłopów po kolei.

1.MG: Odpowiadają Ci ciszą. Już chcesz się odwrócić i odejść, gdy największy z przodu mówi:

1.MG: - My tutej som na przednówecku a wy godocie o jedzyniu?

1.MG: - Toć to mućki nam zdychajum z godu, a prosiaki kwicą o żarcie - Dodaje

1.MG: - Czegoście tu szukajum maciumpany?

1.MG: [koniec]

3.Idaja: - Chcieliśmy tylko zapytać czy nie było czasem u Was ostatnio żadnych smoków - cicho mruczę pod nosem tak, żeby mnie nie usłyszeli.

2.Teyron: [to Idaja rozmawia wiec ja narazie ciho]

3.Idaja: Głośniej dodaję - Jak sobie radzicie skoro kończy Wam się jedzenie ?

1.MG: - Mietek! Słyszołeś tej dziewki sa? - Rzuca rozbawiony do wieśniaka w obdartych spodniach i nieogolonej twarzy. - Ło smoki się łona pyto! Co im tam w tych miostach gupot godajum do łbów!. - Dodaje. Po czym zwraca się do Ciebie. - Jak kto by wiedzioł cosik o tych gadzinach to pewnikim naszo wiedźma. Mieszko se łona godzinecke drogi stunt. - Wskazuje wam łapą na wschód.

1.MG: - Ale niy wiymy co jak jej się wiedzie, dawno nikt u niej nie bywoł bo ot i wszyscy zdrowiutcy, bogom dziękówać. Ale baba Wanga zawszeć godała dużo bajek o smokach, z czego wszycym my ubow mieli po pachy same - o taki duży! - Pokazuje wam swoje pachy, chcąc zobrazować wielkość ubawu.

1.MG: [koniec]

2.Teyron: -Chodzmy wiec Idajo - zwracam sie do niej chwytajac ja za ramie, poniewaz nie podobaja mi sie ci ludzie.

3.Idaja: - Cieszę się, że w nie nie wierzycie. Niech wasza wioska zawsze żyje w zgodzie. Wtedy możecie nadal nie wierzyć. - odrwacam się i ruszam za Teyronem.

1.MG: - A idźcie se miastowi, my i bez waszych smoków problemicków mamy aż pod pachy! - Ezuca za wami.

2.Teyron: -Poszukajmy tej Wangi... To zaczyna robic sie ciekawe... Pozatym, co ich tak meczy?

1.MG: Odchodzicie mając za plecami dziwną kompanię z widłami. Niepokoicie się tym faktem, ale nie następuje nic podejrzanego. Odwracając się widzicie jak odprowadzają was wzrokiem.

2.Teyron: Szukamy miejsca pobytu Wangi pytajac wiesiankow zeby dowiedziec sie gdzie to

1.MG: Ptaki śpiewają swoją melodię kiedy odchodzicie oddalając się od wioski. Zagadywani wieśniacy, których jest coraz mniej opowiadają ze strachem w oczach, wskazując przed siebie rękami. Droga wydaje się zadbana. Wyschła już na szczęście, więc nie brodzicie w błocie.

1.MG: Po niedługiej wędrówce zauważacie chatę w małym zagajniku drzew. Wygląda na idealnie skomponowaną z krajobrazem. Pobielane ściany wieńczy dach ze słomy ułożonej w równe pasy.

1.MG: Drzwi wydają się wam być otwarte...

1.MG: [koniec]

2.Teyron: -Uf, troszke... dziwnie, pozwol ze pojde przodem - ide w strone drzwi upewniajac sie ze Idaja idzie za mna

3.Idaja: - Teraz, jak nie ma wieśniaków z widłami to idzie przodem... - mruczę pod nosem do siebie.

1.MG: Dochodząc powoli do drzwi, czujesz jak Twoje serce zaczyna bić coraz szybciej. Okno jest po drugiej stronie, więc przechodząc nie masz okazji zajrzeć do środka. Zresztą to okno jak dostrzegasz nie ma szyby - na to stać tylko najbogatszych - lecz rozciągniętą błonę.

1.MG: Drzwi są lekko uchylone... [koniec]

2.Teyron: Klupie w drzwi

1.MG: Odpowiada Ci cisza.

2.Teyron: Wchodze

1.MG: [razem z Idają?]

3.Idaja: Tak.

1.MG: Wchodzicie. Widok wmurowuje Was w podłogę. Idaja staje się biała jak ściana, dostaje odruchów wymiotnych, lecz udaje jej się utrzymać swój żołądek na wodzy.

1.MG: W całym pomieszczeniu widzicie krew. Wszystkie przedmioty są porozrzucacne, kilka glinianych kubków leży rozbitych na podłodze. Połamany stół uzupełnia krajobraz zniszczenia.

1.MG: W kącie widzicie martwą dziewczynę. W całym pomieszczeniu czuć odór śmierci.

1.MG: Nie dostrzegacie żadnych drzwi wewnątrz. [koniec]

2.Teyron: Ide sprawdzic dziewczyne. Czy zginela dawno i od czego.

3.Idaja: Zakrywam usta żeby nie wyrwał mi się jęk. Oglądam pomieszczenie zeby zobaczyc czy nie ma jakiś śladów.

1.MG: Teyron: Jako doświadczony cyrulik sprawnie przystępujesz do badania ciała. Widzisz na pierwszy rzut oka, że dziewczyna była młoda i piękna... a na pewno kiedy jeszcze żyła. Na jej szyi widzisz purpurowe ślady jak po duszeniu, rozdarta bluzka i brak spodni kieruje Twój wzrok poniżej. Tak, jej narządy płciowe także uległy uszkodzeniu. Zdajesz sobie sprawę, że nawet dość sporemu. Na podłodze obok niej jest dużo krwi. Dostrzegasz także dwa złamania na lewej nodze i po jednym na każdej ręce. Podejrzewasz że powstały na skutek uderzenia solidną pałką. Nie widać śladów ciętych. Szacujesz po fetorze i śladach, że umarła jakieś 2 dni temu. [coś jeszcze sprawdzasz?]

2.Teyron: Jak ja uszkodzono dokladnie

1.MG: Idaja: Śladów jest aż nadto. Musiała dziać się tu apokalipsa, stwierdzasz ogarniając zniszczenia. Dostrzegasz, że okno z lewej strony jest zniszczone.

1.MG: Idaja: Dostrzegasz jakieś spodnie leżące z dala od dziewczyny.

1.MG: [koniec]

2.Teyron: Jak ja uszkodzono dokladnie

2.Teyron: sprawdzam

3.Idaja: Podnoszę je delikatnie, sprawdzam czy nie ma w nich niczego po czym przykrywam nimi dziewczynę.

1.MG: Wygląda to na ofiarę brutalnego gwałtu - domyślasz się klęcząc przy zwłokach, kiedy nagle Idaja podchodzi i nakrywa dziewczynę ubraniem znalezionym na podłodze.

1.MG: Muchy krążą nad ciałem, aż was skręca od fetoru. [koniec]

2.Teyron: Ogladam reszte domu... cokolwiek co moze pomoc w naszej sprawie lub w sprawie tej dziewczyny

1.MG: Dostrzegasz otwartą książkę leżącą na ziemi. Aż dziwne - rzucasz do siebie w myśli - że wiejska dziewka, choćby i była wiedźmą, umiała czytać.

2.Teyron: Podnosze, czytam.

1.MG: Idaja: Podchodząc do wybitego okna dostrzegasz pałkę, która wygląda jak gruba gałąż jakiegoś drzewa.

3.Idaja: Czy to mogła być gałąź z tego drzewa ze wsi ?

1.MG: Teyron: - Wtem przyleciały nad Argos. I palić zaczęły, wielu ludzi tamtym czasem położon zostało trupem przez smoki. Ludzie, widząc srebrne i czarne latające nad ich głowami, ginęli wśród pożarów... - Czytasz.

1.MG: Idaja: Nie, tamto drzewko było młode, to jest gruba gałąź.

1.MG: [kóóóóniec]

3.Idaja: [Teyron czytał na głos?]

2.Teyron: [wlasnie mialem zapytac ]

1.MG: [yyy. A wybierz se jak chcesz xD]

2.Teyron: - Wtem przyleciały nad Argos. I palić zaczęły, wielu ludzi tamtym czasem położon zostało trupem przez smoki. Ludzie, widząc srebrne i czarne latające nad ich głowami, ginęli wśród pożarów...

3.Idaja: Odwrcam się w stronę Teyrona z szeroko otwartymi oczami - Smoki! Widzisz ? Mówiłam że istnieją.

2.Teyron: -Czyli wtedy w Witrunie, to byl smok?

3.Idaja: Potwierdzam kiwnięciem głową.

2.Teyron: -Ale one sa chyba wielke, prawda? Czemu nikt o tym nie mowi? I jak to mozliwe... Ja.. ja po prostu nie moge uwierzyc...] - wychodze na swieze powietrze

1.MG: Świeże powietrze pomaga, oddychasz z ulgą kiedy wydostajesz się z tego paskudnego pomieszczenia.

3.Idaja: Wychodzę za nim . - Czego one będą ode mnie chciały.? - mówię na głos bardziej do siebie niż do Teryona.

2.Teyron: -Rozmawialas ze smokiem? I zyjesz..?

3.Idaja: - powiedział "kontrakt nie może być przerwany przez śmierć. Teraz Ty musisz dokonczyć to co zaczeła Twoja babka."

3.Idaja: - Skoro nic mi nie zrobił to oznacza, że moja babka musiała być po ich stronie. I ja też powinnam być.

2.Teyron: -Kim Ty w zasadzie jestes? W kazdym badz razie, musimy sie dowiedziec, co takiego zaczela Twoja babcia... Moze w Twojej rodzimej wiosce?

1.MG: Teyron: [w międzyczasie] Spoglądasz na książkę, którą trzymasz w dłoniach i obracasz nią kilka razy. Zauważasz na końcu książki, na marginesie inny charakter pisma. Litery zapisano na marginesie: 1.000 lat bez smoków... [fragment nieczytelny] poweidział mi, [...] moje życie to kurz, moja śmierć - krew i ból [dalej nieczytelne].

3.Idaja: - Nie chcę tam wracać. Nie dam rady . - chodzę w te i wewte nerwowo pocierając dłońmi o uda. - Nie wrócę tam !

2.Teyron: Staje przed Idaja, biore jej rece i mowie - Pojde z Toba, inaczej nigdy sie nie dowiesz, co masz zrobic w zyciu.

3.Idaja: - Chcesz jeszcze raz wejść do tej chaty i zobaczyć co się stało z tą dziewczyną ? Wolę nie żyć niż mieć do czynienia ze smokami! - wyrywam się.

2.Teyron: -Masz szanse przerwac to co sie dzieje... albo chociaz wyjasnic o co w tym chodzi!

3.Idaja: - Nie obchodzi mnie to! Moja babka musiała mieć nieźle poprzewracane w głowie, że zgodziła się na takie coś - zakrywam twarz dłońmi. Po chwili dodaję. - Ale masz rację. Ktoś musi to wyjaśnić...Tylko nie wiem czy ja chcę to wyjaśnić.

2.Teyron: -To pomoz mi to wyjasnic... prosze

3.Idaja: Patrzę zdziwiona. - Tak w ogóle jaki Ty masz motyw? Czemu chcesz się dowiedzieć co się tam działo? Uszedłeś z życiem, powinieneś o tym wszystkim jak najszybciej zapomnieć .

2.Teyron: -To milosc do nauki... nic na to nie poradze... Pozaty - uratowali mi zycie mimo wszystko, powinnienem podziekowac, prawda? - Dodaje pociesznym glosem.

3.Idaja: -Powinieneś uciekać. Każdy normalny by tak zrobił. Gdybym tylko miała taki wybór nie zastanawiałabym się ani chwili...- zamykam oczy nie pozwalając spłynąć łzom które się zebrały. - Dobrze. Wyjaśnijmy to. Ale obiecaj mi, że nie stchórzysz i nie zostawisz mnie samej.

2.Teyron: -Pogodzilem sie ze smiercia w dniu w ktorym sie poznalismy... To ja bylem na szubienicy.

3.Idaja: - Przepraszam. - opuszczam głowę. - Przecież Ty też przez to przeszedłeś. Wybacz. - podnoszę głowę i patrzę Teyronowi głęboko w oczy. - Zabierzmy się za to. Wyjaśnijmy tą popieprzoną tajemnicę. Czy jest coś jeszcze w tej książce ?

2.Teyron: -Jakas dodatkowa notka... 1.000 lat bez smoków... fragment nieczytelny poweidział mi, znowu nieczytelne moje życie to kurz, moja śmierć - krew i ból... dalej nieczytelne.

3.Idaja: - 1.000 lat bez smoków. Czyli jest coś co je tutaj sprowadziło. Musimy się dowiedzieć czy legenda była prawdą czy coś jeszcze je sprowokowało.

2.Teyron: -Wiec.. do Twojej wioski. Chodzmy, mam troche zlota przy sobie.

1.MG: Powiedział Teyron zagladająć do kieszeni, w której znajdowało się kilka miedziaków sprzed tygodnia [true story!]

1.MG: Teyron przerwał wgapiać się w swoją kieszeń zrezygnowanym wzrokiem i spojrzał na Ciebie z wyczekiwaniem.

1.MG: - Więc... Gdzie ta Twoja wioska?

3.Idaja: - Chodź, poprowadzę - ruszamy przed siebie.

2.Teyron: Ide za nia. Rozmyslajac o tym czy robie to bardziej dla siebie, czy dla Niej.

1.MG: Odwracacie się plecami do chaty pechowej wiedźmy i ruszacie znów w kierunku Kozikradów.

1.MG: Wkraczacie zamyśleni do wioski. Grupka z widłami stoi na posterunku wgapiając się w jakiegoś innego wędrowca, z kijem przerzuconym przez ramię. [wasza kolej.]

3.Idaja: Podchodzę do starych znajomych i pytam o wędrowca.

2.Teyron: (jestem zamyslony)

1.MG: - Panicki jus z powrotym? - Pyta rozgadany wieśniak. Bardziej retorycznie niż zwracając się do was. - A jakiś kurcybyk jedyn, niech go zaraza tukej, jako i was zresztum.

1.MG: [koniec]

3.Idaja: - Czy wiecie co się stało w chacie wiedźmy ? Pytał ktoś o nią ostatnio?

2.Teyron: Podchodze do goscia i mowie: Nietutejszy, prawda? Tak jak my... Powiedz, czy ludzie w kazdej napotkanej wiosce zachowuja sie tak dziwnie?

1.MG: Idaja: - Kogo? A wiedźmiska noszego? A no my ten tego... niy widzielim sa jum od paru tygodnicków jus. Niy łazim po kątach kej ni cza.

1.MG: Teyron: - A witoj, witoj. - Mówi także jak wieśniak. - Takoj zauważyłlim cosik tukej niy gra. Ale bo to tysz po zimie ludziska morzone głodym niewesołe jatki majum. Chociej tukej cosik ludziska udajum że niy widzum obcych

1.MG: - Niy ciekawo ta wiocha na znalezienie żarcia, cza dalej w droga puść. Daleko niy wiys do innej wiochy stund?

1.MG: [kónic ludziska]

2.Teyron: [wiem ile do innej wiochy?]

1.MG: [no, byłeś w jakiejś niedawno. 5 godzin drogi]

2.Teyron: -Z 5 godzin stad, o tam - pokazuje droge

1.MG: - o! A dzinkuja dobry cłeku. A cobyś w drodze znolozł lepszo wiocha niż ta tukej

2.Teyron: -Dziekuje i zegnam

3.Idaja: Podchodzę do Teyrona - Ruszamy dalej ?

1.MG: Temperatura powietrza wzrasta. Czujecie jak słońce powoli zmusza was do zdjęcia grubych ubrań.

1.MG: Racje żywnościowe w waszych ekwipunkach starczą na jeden dzień drogi. Nie braliście więcej na drogę, bo i też tyle tylko dostaliście w poprzednich mieścinach.

1.MG: w których zdobywaliście je głównie dzięki umiejętnością jakie posiadaliście. Cyrulik dzięki sztuce leczenia, jak jakiejś babie miejscowej gorączka się pojawiła, czy od czasu do czasu choć niechętnie jakiejś zwierzynie coś dolegało

1.MG: Idaja natomiast opanowała sztukę prostych sztuczek kuglarskich połączonych z podstawami magii iluzorycznej, której uczyła się samodzielnie w drodze.

1.MG: [kóniec]

3.Idaja: - Nie mamy za dużo jedzenia a drogi jest na kilka tygodni... Musimy coś zabrać.

2.Teyron: -Tylko skad, skoro tutejsi przymieraja glodem...

3.Idaja: [wiemy jak daleko jest do następnej wioski ?]

1.MG: Z racji tego, że się wracacie w tym kierunku z którego przyszla Idaja, wiecie, że do kolejnej wioski jest dzień drogi.

1.MG: Już raczej nie macie szans dotrzeć tam w tym dniu, musicie gdzieś zanocować

1.MG: [k]

3.Idaja: - Do nastęonej wioski jest dzień drogi. musimy ich do siebie przekonać, żeby nas przenocowali i nakarmili.

2.Teyron: -Sprobujmy... - ide w strone gosci

1.MG: tych z widłami?

2.Teyron: mhm

1.MG: mhm

1.MG: - cego tukej stois jesce? W droga ci nie spieszno? - Warczy

2.Teyron: - Bo mysle se o tym, jak ta wasza wiedzmara wygladala?

1.MG: - A no młoda dziołszka z niej była. Tako se, modo no.

2.Teyron: -A fajno tez byla nie? Zanim sie ktorys do niej nie dorwal?

1.MG: - Czego scekos psie? Guza ci kery dawno w gęba nie przyprawił? A może widłami po życi chces? Nic tu po wos. No, pokim dobrzy. - Jedy wyraz twarzy momentalnie się zmienił. Poczerwieniał i zaczął nerwowo wymachiwać rękami.

3.Idaja: - Panowie, spokojnie - mówię łągodnym tonem , odgarniam włosy z czoła. - Chcemy tylko znaleźć miejsce gdzie moglibyśmy przenocować. - uśmiecham się figlarnie.

1.MG: - A panicke to chytnie w swojej szopie moge dac nocleg - I tutaj rozglądnął się po kolegach i rzucił dziarsko - a jakichś atrakcyj w nocy tysz zapewnim! Haha! - Rży - Ale tego tukej pod strzecha niy weźnim!

3.Idaja: - Żeby zapewnić kobiecie rozrywkę trzeba mieć w spodniach więcej niż słomę.

1.MG: Chłopy! Brać ta kurwe mi! A żywo! - Zaryczał wzburzony wieśniak. Wszyscy 4-ej z pianą na ustach rzucili się w waszą stronę.

1.MG: I to jest myślę dobry moment by zakończyć ; D







21:27:28 ‹Carlos› ...Wszyscy 4-ej z pianą na ustach rzucili się w waszą stronę.
21:27:37 ‹Carlos› [koniec xD]
21:28:57 ‹Teyron› Staram sie odciagnac Idaje od tych ochlapow.
21:29:04 ‹Idaja› Uciekamy!
21:29:38 ‹Carlos› [tekstury loading...]
21:30:39 ‹Carlos› Uciekacie przez wioskę widząc mieszkańców przypatrujących się dziwowisku. Uświadamiacie sobie w ułamku sekundy, że oni nawet się nie dziwią, a współczują...
21:36:14 ‹Carlos› Uciekacie równo z goniącymi.
21:36:57 * Teyron zmienił[a] swój nick na Twoj Tata
21:37:05 ‹Carlos› Wtem, Idaja pod wpływem adrenaliny i silnych emocji buszujących w jej ciele odwróciła się w biegu i skupiwszy uwagę nagle odrzuciła swoją prawą rękę w stronę przeciwników.
21:38:05 ‹Carlos› Z Twojej ręki wystrzelił mały płomyk w kierunku pierwszego z wieśniaków przypalając mu koszulę.
21:39:00 * Twoj Tata zmienił[a] swój nick na Teyron
21:39:18 ‹Carlos› zdumiony i przestraszony przystanął na chwilę.
21:39:22 ‹Carlos› [koniec]
21:40:03 ‹Teyron› Ja nie wiem co sie stalo, ciagne Idaje dalej za soba i biegne.
21:40:27 ‹Idaja› Biegnę dalej.
21:41:23 * 2.Teyron dołączył do v3g
21:42:23 * Teyron odłączenie (timeout)
21:42:34 ‹Carlos› Wieśniaki ruszają jednak dalej w pościgu za wami, jednak po kilkudziesięciu minutach przestają i dają za wygraną.
21:42:40 ‹Carlos› uciekacie jeszcze jakiś czas.
21:43:01 ‹Carlos› Dopiero gdy nie było ich już widać przystajecie, dysząc jak ranione tury.
21:43:35 ‹Carlos› siadacie na ziemi ze zmęczenia dziękując bogom, za szczęście
21:45:09 ‹Carlos› [koniec]
21:45:46 ‹Idaja› - Świetnie... nam... poszło.... - dyszę ze zmęczenia - Co .. teraz zrobimy ?
21:46:21 ‹2.Teyron› -To oni ja zabili... Zgwalcili ja jak dzikie bestie... - slowa Idaji dochodza do mnie - Nie wiem... masz jakis pomysl?
21:48:55 ‹Idaja› - Najchętniej bym tam wróciła i powiesiła tych wieśniaków na ich własnych jelitach... - opuszczam głowę zrezygnowana. - Musimy się zebrać i iść do kolejnej wsi. Jak najszybciej.
21:50:16 ‹Carlos› Zastanawiacie się po chwili gdzie jest ten wędrowiec, którego wysłaliście w tym kierunku. Biegliście najszybciej jak potraficie, przez długi czas, a nie spotkaliście go.
21:50:33 ‹Carlos› [end]
21:51:47 ‹2.Teyron› -Gdzie ten gosc ktory byl w miescie? Pozatym, w ktora to strone mielismy?
21:53:22 ‹Idaja› - Właśnie.Powinniśmy byli go minąć.. niemożliwe żeby zaszedł aż tak daleko...- rozglądam się. - musimy iść dalej. Gdzieś tu na pewno jest.
21:54:15 ‹2.Teyron› -Chodzmy wiec. - wstaje i podaje reke Idaji
21:55:41 ‹Idaja› Przypatruję się chwilę wystawionej ręce. Podaję mu dłoń, wstaje i idziemy dalej. [koniec]
21:55:50 ‹Carlos› Idziecie przyspieszonym krokiem by spotkać tajemniczego wieśniaka z kijem przewieszonym przez plecy.
21:56:09 ‹Carlos› Jednak, mimo wyczerpującego marszu nie dostrzegacie nawet jego śladów.
21:57:03 ‹Carlos› Pobocze porastają rzadkie krzaki. Droga jest nieco zagłębiona w terenie, ale na tyle szeroka, że możecie iść nią obok siebie.
21:58:08 ‹Carlos› Słońce wędruje po nieboskłonie, gdy zaczynacie zdawać sobie sprawę, że na jego znalezienie nie możecie już liczyć. Stajecie na rozstaju.
21:59:56 ‹Carlos› Droga dokąd podróżujecie wiedzie na prawo. Z lewej przychodził Teyron. Spoglądacie za siebie. Droga z której przyszliście wznosi się za wami. Schodziliście ze sporej górki - konstatujecie. [koniec]
22:01:57 ‹Idaja› - Cel naszej podróży się nie zmienił ? Nadal chcemy dowiedzieć się prawdy o smokach ? - pytam z cichą nadzieją, że jednak nie będziemy musieli skręcać w prawo.
22:03:01 ‹2.Teyron› -Tak Idajo, to cel na ktory jestes skazana, czy tego chcesz czy nie. Nie unikniesz tego, lepiej miec to za soba... Chodzmy, moze w najblizszej wiosce dostaniemy cos do jedzenia./[i] - staram sie dodawac otuchy
22:03:05 ‹2.Teyron› fck
22:04:50 ‹Idaja› - Masz rację. Nienawidzę Cię za to. - ruszamy dalej.
22:05:37 ‹2.Teyron› -Kiedys mi za to podziekujesz... albo zabijesz [ja koniec]
22:06:21 ‹Idaja› Uśmiecham się tylko jakby na potwierdzenie słow Teyrona. [koniec]
22:08:44 ‹Carlos› Najbliższa wioska okazała się być jednak dość daleko. Dzień chylił się ku zachodowi. Kiedy po rozbiciu małego obozu i zjedzeniu strawy zaczęliście zastanawiać się gdzie można by tu przenocować. Teren się nie zmienił, znikły jedynie pola, miast których wyrosły gdzieniegdzie drzewa i krzewy. [koniec]
22:11:06 ‹2.Teyron› -Musimy gdzies przenocowac... Pod golym niebiem blisko takiej wiochy to troche kiepski pomysl... Nie znam sie na tym - siadam i kryje twarz w dloniach
22:13:27 ‹Idaja› - Nie mamy innego wyjścia. Teyron, byłeś wstanie podejść do zmasakrowanej dziewczyny, a teraz gdy chodzi o spanie pod gołym niebem się załamujesz? Nie denerwuj mnie. - staję przed nim z założonymi rękoma.
22:14:58 ‹2.Teyron› -Martwi nie robia krzywdy... tamci moga po nas wrocic, jednak masz, racje to malo prawdopodobne. - rozkladam cokolwiek na czym spie
22:16:29 ‹Idaja› -No, już lepiej. - też coś rozkładam i się kładę.
22:17:12 ‹2.Teyron› (rozkladamy sie w storne wioski do ktorej idziemy NIE na drodze, na uboczu jak najbardziej probojac sie zakryc krzewami/drzewami/czymkolwiek)
22:21:38 ‹Carlos› Śpicie niespokojnie, jest wam też dość niewygodnie, lecz w końcu - to nie pierwszyzna. Zasypiacie.
22:23:02 ‹Carlos› Macie ułudne wrażenie, (a może to sen?) Że ktoś niedaleko was przeszedł. Jednak nie wybudzacie się. Wrażenie jednak było na tyle silne, że nie przenosicie go do podświadomości. Budząc się, zmarznięci, pamiętacie o nim.
22:23:49 ‹Carlos› Budzicie się wraz ze świtem. Brak chmur na niebie sprawił, że poranek jest naprawdę chłodny. W brzuchach burczy wam z głodu, macie jednak resztki jedzenia w plecakach.
22:23:53 ‹Carlos› [koniec]
22:26:18 ‹2.Teyron› -Wyspana? - pytam Idaji i biore sie za robienie sniadania
22:27:38 ‹Idaja› - Nie bardzo. Mój sen nie był zbyt głęboki, miałam wrażenie jakby ktoś tu się przewinął. - przeciągam się. - Zjedzmy coś szybko i zwijajmy się stąd.
22:28:47 ‹2.Teyron› -A myslalem ze to moj sen tylko... Racja, zjedzmy i idzimy.
22:29:18 ‹Idaja› [koniec?]
22:30:02 ‹Carlos› Jak powiedzieliście, tak zrobiliście. Posiliwszy się, mając na względzie to, że to wasz ostatni posiłek, ruszyliście w dalszą drogę.
22:31:12 ‹Carlos› Na drodze nie widzicie żadnych śladów że ktoś tędy przechodził. Choć macie świadomość, że przypatrywanie się śladom jest dla was jak szukanie igły w stogu siana - w końcu nic o tym nie wiecie, jednak nie umiecie pozbyć się nieprzyjemnego wrażenia z nocy.
22:32:00 ‹Carlos› Slońce stało już wysoko na niebie, kiedy dostrzegliście, wśród zakrętów ścieżki, jakiegoś człowieka stojącego daleko od was.
22:32:33 ‹Carlos› Kiedy was dostrzegł, zaczął iść w waszą stronę.
22:32:50 ‹Carlos› Widoczność jest duża, więc wiecie, że jest daleko od was. [koniec]
22:33:10 ‹2.Teyron› -Ciekawe kto to tym razem? Ten ze wczoraj?
22:34:09 ‹Idaja› - Nie mam pojęcia. Mam tylko nadzieje, że nie ma wideł. Jakoś źle mi się kojarzą.
22:35:03 ‹2.Teyron› Usmiecham sie do Idaji [koniec]
22:36:19 ‹Carlos› Idąc przed siebie, zdajecie sobie sprawę, że ów wieśniak nie ma ze sobą wideł. Wzdychacie z ulgą.
22:36:52 ‹Carlos› Jego chłopski ubiór jest brudny i postrzępiony, zresztą jest to dość charakterystyczne dla tutejszych biednych wieśniaków
22:37:03 ‹Carlos› Podchodzi pod was i z przejęciem w głosie mówi:
22:37:29 ‹Carlos› - Witojcie! To wyście mości państwo byli wcorej w Kozikradach? - Pyta.
22:37:49 ‹2.Teyron› -Tak... to my...
22:38:31 ‹Carlos› - Nie idźcie do Chałup! Nie idźcie tam mości państwo! - Domyślacie się, że ,,Chałupy" to nazwa wsi przed wami.
22:39:14 ‹2.Teyron› -Ale... czemu? Za ta wioska znajduje sie nasz cel!
22:41:22 ‹Carlos› - Tam dybajum na wos rabusie! - Mówi z energią. Zwrócił głowę w stronę Idaji. - O! To paniuśka! Ty jużci wracasz? To przedstawienie pikniusie było przedwczorejszego dzionka, ale tera nic tym jus nie wskórosz!
22:42:32 ‹Carlos› [koniec ofc]
22:42:44 ‹Idaja› - Co teraz robimy ? - pytam zmartwiona Teyrona.
22:43:51 ‹2.Teyron› -Moze uda sie ominac jakos ta wioske?
22:45:58 ‹Idaja› - Znam inną drogę, może nas nie zauważą. [znam prawda? ]
22:46:18 ‹Carlos› - Musielibyście jakoj bokim prześć, ale tamoj żodny ściżki niy bydzie, cobyście siy niy strocili kaś, tym bardzy że droga dali kręto pierunym! - Mówi
22:46:34 ‹Carlos› [ostatnio to szłaś razem z drogą...]
22:46:47 ‹Carlos› [ja jeszcze]
22:48:12 ‹Carlos› - To bandzisko łupi nos jus cało zima. Terroryr... Teryro... Tetyzu... A chędożone! Stroszą nos już duuuuuuuuugi czas.
22:50:42 ‹Carlos› [koniec]
22:51:37 ‹Idaja› - Widzisz? To znaki z niebios że mamy sobie odpuścić całe te wyjaśnianie tajemnic !- zwracam się do Teyrona.
22:54:41 ‹2.Teyron› -Jesli teraz tego nie zrobimy, jedyny znak z nieba jaki potem dostaniemy to ogien!
22:55:55 ‹Idaja› - Ogniem to ja Cię mogę poczęstować . - podnoszę dłoń.
22:57:23 ‹2.Teyron› -Co?
22:58:25 ‹Idaja› - Dobra, tylko koszulę Ci mogę podpalić nic więcej. - opuszczam rękę.- Chodźmy dalej. Tylko gdzie ?
22:59:11 ‹Carlos› Chłop przypatruje się wam z niewiedzącym niczego wzrokiem.
23:00:59 ‹2.Teyron› -Dziekuje Ci dobry czlowieku, jednak musimy sie przez to przejsc...
23:02:04 ‹Carlos› - Ich tamoj jest z pińciu, ale jo se tak myśla, że jakom wieśniakum naszym pokozać, że się ich niy boicie, to tysz ich pójdą zaklupać rozym z nomi
23:02:48 ‹Carlos› Chociaj przymirajum z godu, ale darmozjadow uczimywać niy cza. Chociej ich wincy się kryje po łokolicy, ale moze przynajmi się bać zcznum - Odpowiada z wiarą w głosie.
23:03:57 ‹2.Teyron› -Sprobojemy, tylko 5 na cala wioske? Napewno sie uda...
23:04:23 ‹Carlos› - Wioska mała panie... - odpowiada bez entuzjazmu





Carlos: Po spożyciu śniadania razem z chłopstwem, macie zamiar oddalić się z wioski i ruszyć w dalszą drogę. Jednak chłopi mówią wam o pewnej skrytce...

Carlos: [i]- Tamoj jak pudziecie z lewy strony za starym bukim bydzie w krzokach kryjowka bandziorów.
- Oznajmił rzeczowo chłop. - Zarżnijcie tych pierdoczepów, nom pomożyci a łoni sami w ty jaskini na pewno jakie łupy majum.

Carlos: A dali jak pudziecie, to wstąpcie do karczmy Szczęście - Tam łodpocznicie

Carlos: Po krótkim pożegnaniu ruszacie w drogę.

Carlos: I znajdujecie stary dąb.

Carlos: [kóóóóóónic]

yeragan: yeragan dołączył do v3g

Idaja: - To co Teyronie.. zajdziemy do tej ich kryjówki?

yeragan: -Musielibysmy zrobic to z zaskoczenia... najlepiej poderznac im gardla podczas snu!

Carlos: jest nieco przed południem.

Carlos: Z lewej strony widzicie zarośla

Carlos: [k]

yeragan: -Powinnismy sie tym w ogole przejmowac? Mamy swoje sprawy na glowie...

Idaja: -Może faktycznie mają tam coś co by się przydało. Na przykład pieniądze, których my nie mamy... - wzruszam ramionami.

yeragan: -W takim razie, znajdujemy ich kryjowke i czekamy do zmroku? Ilu ich bylo w ogole?

Idaja: - Tak poczekamy do zmroku i wtedy ich zaatakujemy. Nie pamiętam ilu ...

yeragan: -Chodzmy wiec - usmiecham sie do Idaji i ide dalej [ja k]

Idaja: Podążam za Teyronem. [koniec]

Idaja:

Carlos: Czyli idziecie szukać kryjówki?

yeragan: tya

Carlos: Idziecie w zarośla. Dla postronnego obserwatora świadczyło by to tylko o jednym. Krzaki szeleszczą i trzęsą się niespokojnie. Po pół godzinie wychodzicie z nich wraz ze zmierzchwionymi włosy i przyśpieszonym oddechem. I to nie zdziwiło by zaciekawionego obserwatora. Gdyby był.

Carlos: Gdyby była także jakakolwiek kryjówka...

Carlos: Przypominacie sobie poniewczasie słowa chlopa: ,,z lewy strony za starym bukim bydzie w krzokach"

Carlos: [huahua!]

Carlos: Więc nieco zmieszani idziecie dalej drogą aż napotykacie STARY BUK.

Carlos: Po lewej stronie są zarośla i skały, z mnóstwem kamieni, większych i mniejszych, które spadły ze szczytu.

Carlos: [k]

yeragan: [ szukam kryjowki ]

Carlos: [xd]

Carlos: znajdujecie, nie szukając zresztą długo

Carlos: Jest to dość wąska, lecz wysoka jaskinia, w której musicie iść gęsiego

Carlos: światło daje wystarczająco światła, żeby móc rozróżniać co znajduje się wewnątrz

Carlos: a znajduje się tam wiele rzeczy. Oprócz wspomnianych przez chłopa oprychów

Carlos: nie musieliście iść długo, gdy grota rozszerzyła się przy końcu gdzie zauważacie nieźle zagospodarowaną przestrzeń

Carlos: Znajdujecie jeden mały kufer, łóżka na podłodze, komodę(skąd tam u licha komoda? zapytujecie się w myślach), na niej lampę oliwną wydającą się wam ze szczerego złota (ZŁOTA!!!), jakieś miski i kości po kurczaku, lub czymś podobnym.

Carlos: [k]

yeragan: (oprychowie gdzie? spia moze?)

Carlos: Spoglądając na łoża dochodzisz do wniosku, że z pewnością nie znajdują się w grocie

yeragan: Probuje otworzyc kufer

Carlos: Udaje Ci się.

Carlos: Wewnątrz spostrzegasz kilka monet

yeragan: Biore

Carlos: 15 miedzianych pensów, 4 monety srebrne z podobizną Jarla na rewersie, oraz dwie złote monety.

Carlos: (przypominasz sobie, że roczny zarobek chłopa to 1 złota moneta)

Idaja: - Może zamiast całości planu uda nam się wykonać tylko tą przyjemniejszą część. Przeszukajmy co tutaj mają, zabierzmy co jeszcze nie nasze i chodźmy stąd.

yeragan: -To nie dla mnie, serce mam juz w gardle... - biore lampe i sie rozgladam

Idaja: - Bierz monety, tą lampę i wychodzimy.

Carlos: Teyron chcąc podnieść lampę i odwrócić się czym prędzej niemile się zaskoczył konstatując, że lampa waży naprawdę dużo. O mało co nie wypadła mu z rąk na ziemię, jednak udało mu się ją utryzmać.

Carlos: Idaja pospiesznie ładuje monety do swojej sakiewki i zamyka skrzynkę. [k]

yeragan: (f*ck : ) )

Idaja: [wychodzimy?]

yeragan: [wychodzimy][

Carlos: Wychodzicie

Carlos: Nie napotkawszy żywej duszy

Carlos: Mile tym faktem zaskoczeni podążacie nadal traktem, jak gdyby nigdy nic.

Carlos: Lampa nieprzyjemnie ciąży w jukach noszonych przez Teyrona.

Carlos: Idąc drogą zauważacie, że krajobraz zmienia się wraz z postępami słońca na nieboskłonie. Wkraczacie do ziemi bardziej urodzajnej, widzicie tu i ówdzie pola, trakt staje się coraz szerszy. Na drogach pojawiają się nawet tabliczki informujące o połozeniu miast.

Carlos: Na jednym z rozstajów widzicie tabliczkę Argos (na prawo) i Megara (na lewo)

Carlos: Idaja przypomina sobie, że jej wioska leżała z dala od miasta, które zostało zniszczone (o dziwo!), a jej wioska znajduje się pół dnia drogi od Megary. [k]

Idaja: - Moja wioska leży niedaleko Megary. Nadal idziemy w stronę mojej wioski, prawda? - zatrzymuje się pytając Teyrona.

yeragan: -Tak, nie pozwole Ci zrezygnowac. Chodz, sprzedamy co nie co! - wystawiam reke by Ja zachecic

Idaja: - Dobrze, że masz pewność za nas oboje. - uśmiecham się lekko i kieruję się w lewo.

Carlos: Idąc zdajecie sobie sprawę, że jedyne, co pozostało z poprzednich dni w tej nowej rzeczywistości, to wzgórza i dobra pogoda.

Carlos: Razem daje wam to dość piękne widoki i uniesieni na duchu idziecie wzdłuż traktu Argiwskiego, lub... Megaryjskiego, odkąd Argos zostało spalone.

Carlos: Nadal w sumie nie wiecie ile pozostało z niegdysiejszego bogatego miasta kupieckiego, ale nie macie jednak zbyt dużych nadziei.

Carlos: Zmierzchało już i zastanawialiście się czy nie rozbić obozu gdzieś opodal, gdy natknęliście się na karczmę.

Carlos: Z okien bije światło w półmroku wieczoru.

Carlos: Na szyldzie napisane jest: Szczęście

Carlos: [k]

yeragan: -To nasza nowa przystan?

Idaja: - Tak nazywało się to miejsce o którym wspomniał wieśniak, więc chyba tak.

yeragan: -Damy prodzem - otwieram drzwi i klaniam sie bardzo nisko.

Idaja: - Dziękuje pięknie - lekko dygam i śmieję się na głos.

Carlos: [bo lampa Ci tak ciąży xD]

Carlos: wkraczacie:

Carlos: http://www.youtube.com/watch?feature=pl … d1pfcYkCqI --> Widzicie jak na malutką scenę wchodzi trzech krasnoludów i zaczyna pląsać po strunach. W około gwar. Widzicie tutaj różne rasy - gnomów, elfy, niziołków, krasnoludów, ludzi, czy nawet siedzącego w kącie i wysłuchującego zabawnych historyjek (zapewne na jego temat, bo wszyscy dookoła się śmieją, tylko nie on). Ogółem karczma tętni życiem. Karczmarz stoi obrócony bokiem i myje kufel, co kilku krasnoludów kwituje serdecznym śmiechem. Domyślacie się, że specjalnie tak robi, by wzbudzić sympatię swych gości. Kilka dziewek roznosi kufle pełne piwa, umykając przed natretnymi łapskami krasnoludów i ludzi. Jest tu ciepło, przytulnie i po prostu przyjemnie. W oknach dostrzegacie nie byle jakie okna z rybich pęcherzy, tylko szklane poprzedzielane w krzyż szyby.

Carlos: [k]

yeragan: Jest jakis wolny stolik?

Carlos: Widzicie jeden, bo tłum dzisiaj ogromny

Carlos: poza tym przy stolikach pozajmowanych przez różnej maści towarzystwa widzicie po kilka krzeseł wolnych

Carlos: trzy, dwa, jedno. Kompanija ogólnia głośna i gwarna jak jasny pieron

yeragan: To prowadze do pustego stolika Idaje, odsuwam jej krzeslo i mowie ze zalatwie jakies pozywienie

Idaja: -Dziękuje Teyronie. Jesteś bardzo uprzejmy. Teraz ze świecą takich szukać.

yeragan: Ide zamowic wino i kolacje

Carlos: Kiedy wracasz spod lady, która oblepiona jest zresztą różnej masci typami, dostrzegasz przy stoliku Idaji kilku natrętów. Jeden jest cholernie przystojny, z lekko szpiczastymi uszami, drugi natomiast próbuje sprawiać wrażenie zabawnego i po prostu co chwile rzuca jakimiś sprośnymi żartami.

yeragan: [k?]

Carlos: yup

yeragan: -Przepraszam panowie, moglibysmy prosic o to bysmy pozostali we dwoje? Bede wdzieczny... A napewno ta Pani bedzie za to wdzieczna. - Patrze zwrokiem zmeczonego wedrowca, obrapanego krzakami, troche pociapranego krwia, ktory chce tylko cos zjesc i sie wyspac.

Idaja: Bezgłośnie mówię do Teyrona 'dziękuje' i przewracam oczami.

Carlos: Co to? Ta panienka ma już amatora swoich wdzięków? - Pyta ten raczej obleśny - Toć taka łamaga do takiej panny się przyczepiła jak rzep psiego ogona? Awww, współczucia waćpannie. Jak tylko się pannica nim znudzi, zapraszam do mojego stolika - wskazuje ręką stół przy którym siedziało jeszcze kilku mu podobnych

Carlos: Teyron z ledwością wytrzymał do końca przemowy grubasa poplamionego piwem i tylko jego wykształcenie pozwoliło mu zachować spokój.

Carlos: Natomiast półelf rzekł jedynie - Winszuję - i przyjaźnie się uśmiechając do was obydwojga odszedł w swoją stronę, odskakując przed napranym do granic możliwości krasnoludem.

Carlos: [k]

yeragan: -Chociaz polelf kulturalny... Zawsze mnie fascynowali. Maja troche inna budowa anatomiczna... ale to nie wazne. Podoba Ci sie? - rzucam aby zmienic temat, gdyz nie chce wracac wspomnieniami do tego kim bylem kiedys

Idaja: - Nie, raczej nie. Poza tym wystarczy mi towarzystwo łamagi - chichoczę pod nosem.






Carlos: Siedzicie sobie grzecznie w karczmie i jecie, co wam przynieśli

Carlos: Smakuje [k]

Teyron: -Dobre to jedzenie tu maja... Dobrze zrobi nam ten posilek. Daleko stad do Twojej wioski? Wiesz... taki lamaga jak ja nie da rady zajsc daleko... - usmiecham sie do Idaji

Idaja: - Spokojnie, nawet Ty dasz sobie radę. Jakieś pół dnia drogi.

Carlos: [loooooooooooooooooool]

Idaja: [- Teyronie, właśnie dostałam wiadomość na komórkę od MG, że jednak to nie jest pół dnia. Musimy najpierw dotrzeć do pewnego miasta i stamtąd jest pół dnia. ]

Teyron: -To jednak moge nie dac rady...

Idaja: [jaka jest pora dnia?]

Carlos: [wieczór]

Idaja: - Odpoczniemy sobie, nabierzesz sił. - zachęcająco się uśmiecham. - Obiecałeś mi, że mnie nie zostawisz. Choćbyś był łamagą.

Teyron: -Nawet lamaga nie rzuca slow na wiatr. Nie zostawie Cie, nie martw sie!

Idaja: - Cieszę się. Ale nie dlatego, że mi to obiecałeś. Cieszę się, że w ogóle Cię spotkałam. Jako jeden z niewielu potrafisz do mnie trafić. Z innymi pewnie kłóciłabym się i nie zdecydowała się tam wrócić. A Ty... sama nie wiem, powodujesz, że łatwiej podejmować mi decyzje, mimo, że może są trochę głupie, to czuję się pewniejsza przy Tobie. - odpowiadam ciszej opuszczając głowę.

Teyron: Zamurowalo mnie lekko. - J...j-a nawet nie wiem co powiedziec... - mowie lekko zmieszanym glosem - Ale dajesz mi tylko wiecej powodow by isc z Toba, nawet w ogien - dodaje po chwili heroicznym tonem.

Idaja: Śmieję się głośno. - Mam nadzieje, że nigdy nie będziesz musiał, ale dziękuje. - przez chwilę trzymam dłoń na ręce Teyrona. - Teraz już jestem pewna, że razem damy sobie radę ze wszystkim.

Teyron: -Oczywiscie, nie straszny nam zaden smok! A w zasadzie, to one teraz beda po naszej stronie?

Idaja: Wzruszam ramionami. - Nie wiem... nie znam ich. Obawiam się że to my, a w zasadzie ja, będę musiała trzymać ich strony jaka by ona nie była.

Teyron: -Trzeba by odpoczac... - mowie do Idaji, patrzac prosto w Jej oczy

Idaja: - Tak.. trzeba. - odpowiadam powoli, zapatrując się w Teyrona. - Zapytajmy o to - rzucam nieco zmieszana i odwracam głowę.

Teyron: -Oczywiscie, nie klopocz sie. - ide do karczmarza i pytam o pokoj.

Carlos: Karczmarz, cały czas wycierając kufel piwa, uśmiecha się przyjaźnie i mówi:

Carlos: - Mamy tu dużo pokoi, ale jakie znajdę klucze zależy od zasobności waszej kiesy - Uśmiecha się konfidencjonalnie.

Teyron: -O jakiej sumie mowimy? Nie chce by moja towarzyszka spala w warunkach ktore uragaja Jej godnosci

Carlos: - srebrna moneta powinna wystarczyć, by nie urągać jej godności

Teyron: (mam tyle?)

Teyron: Wreczam mu

Carlos: no, masz ogólnie dość sporo, bo wyczaiłeś z kuferka

Carlos: 23:52:55 ‹Carlos› przelicznik: 20 miedziaków to 1 srebrna moneta i 12 srebnrych monet 1 złota

Teyron: Daje mu srebrna i 5 miedziakow

Carlos: - Proszę bardzo! - Rzuca uradowany karczmarz wręczając Ci klucz - Pokój na górze z lewej strony

Carlos: Nie pożałuję Twojego napiwku! - Dodaje gapiąc się na miedziaki

Teyron: -Prosze za mna, Pani, pokuj juz czeka.. Mam nadzieje ze gotowy. - rzucam klaniajac sie zartobliwie

Idaja: - Uprzejmy i zabawny, lepiej trafić nie mogłam. - uśmiecham się i idę w stronę pokoju.

Teyron: Podazam za Idaja

Carlos: Idziecie, znajdujecie pokój i wchodząc dostrzegacie duże łóżko pośrodku, jakieś szafki, stolik itp. Wystrój ładny, wszystko zadbane. Miłe zaskoczenie po niewygodach podróży.

Carlos: [k, robicie cos dalej, czy po prostu spicie?]

Idaja: [spimy]

Teyron: -Ekhm... - szukam fotela ?: D

Idaja: - Daj spokój Teyronie. Przecież nie gryzę a i w nocy podobno całkiem spokojnie śpie. Nie będę Cię kopać.

Teyron: -Dobrze... - bardzo cichutno pod nosem dodaje - Gorzej ze mna...

Idaja: [spimy]

Carlos: [jeb śpicie]

Teyron: [spimy ]:- >]

Carlos: [Twoja Gosia się dowie!]

Teyron: [Teyron nie zna zadnej Gosi]

Carlos: Zapadacie w głęboki sen.

Carlos: [Gosia za to zna Teyrona xD]

Carlos: ŁUP, ŁUP, ŁUP

Carlos: ŁUP, ŁUP, ŁUP, ŁUP, ŁUPŁUP

Carlos: Ocknęliście się niemal równocześnie. Ktoś wali do waszych drzwi. Pokój jest ciemny. Noc widzicie na szybko za oknem - w pełni.

Carlos: Dopiero teraz zdajecie sobie sprawę, że cała gospoda jest pełna wrzasków i łomotów.

Carlos: Nie przypominacie sobie, żebyście zamykali pokój. [k]

Teyron: -Co sie dzieje?! krzycze przez drzwi

Carlos: - Ludzie! Gospoda napadnięta! Płomienie na dole! Szybciej, ludzie, ludzie! - Słyszycie znajomy głos

Idaja: - Musimy uciekać ! - krzyczę próbując opanować panikę w głosie.

Teyron: Otwieram drzwi

Carlos: I widzisz karczmarza, zresztą domyślałeś się tego po głosie. Twarz ma zaaferowaną, za jego plecami latają jakieś przedmioty.

Carlos: [k]

Teyron: -Co sie dzieje dokladnie, mow ze!

Carlos: - Panie, panie! Wtargnęli tu! Na dole są! I piorą się z ludem! Szybciej, panie! Bo przegrają i cała gospoda mi z dymem pójdzie!

Teyron: -Decyzja, Pani? - zwracam sie do Idaji, probuje zachowac spokoj w glosie

Carlos: Bardziej zbesztanej miny karczmarza w życiu jeszcze nie widziałeś, choć wielu karczmarzy przyszło Ci oglądać

Idaja: -ilu ich jest? - pytam karczmarza.

Carlos: - DUŻO! - Krzyczy co sił w płucach i domyślacie się, że z tej struchlałej istotki - bo mężczyzną tego nazwać się nie da - nie wyciągniecie już chyba wiecej

Carlos: STOP

Carlos: Idaja na chwilę tylko zastyga w bezruchu, na ledwie dostrzegalny moment...

Idaja: - Jest ich 15. Nie wiem czy nie ma kogoś na zewnątrz. - mówię.

Teyron: Odwracam sie natychmiast w Jej strone - Skad.. ?! - staram sie opanowac - Tak, Pani. Damy im rade?

Idaja: - Możemy spróbować, w końcu w karczmie jest nas dwa razy tyle, ale naprawde nie wiem czy czasem nie ma kogoś na zewnątrz. - kręcę głową. Biorę oddech. - Damy radę.

Carlos: Karczmarz poleciał w pizdu rypać w kolejne drzwi

Teyron: -Jestes tego pewna Idajo? - pytam tylko retorycznie

Carlos: Okrzyki walki przenikają ściany, słyszycie krzyki i dźwięk tłuczonego szkła.

Carlos: A do waszych nozdrzy dochodzi zapach palonego drewna

Carlos: z sąsiadujących drzwi natomiast - dym.

Carlos: Schody znajdują się na prawo, przylegają do ściany i mają poręcz, która co jakiś czas konwulsyjnie drga. [k]

Teyron: -Nie zebym watpil w Twe umiejetnosci, ale prosze, uwazaj na siebie - mowie do Idaji i schodze w dol

Teyron: (z wyciagnietym mieczem)

Idaja: Podbiegam do schodów i próbuję zlokalizować jakiegoś przeciwnika i ciskam w niego ogniem.

Carlos: Schodząc ze schodów dostrzegasz w ostatniej chwili lecącą w Twoim kierunku nogę od stołka, uskakujesz jednak uderza Cię ona w ramię

Carlos: Widzisz ogarniętą bajzlem karczmę, kobiety i najmniej odważni weszli pod stoły, krasnoludy i reszta co mężniejszych twardo stawiają czoła napastnikom.

Carlos: W pobliżu walczy dwóch krasnali z dobrze uzbrojonym, wysokim mężczyzną

Carlos: zresztą dostrzegacie, że wszyscy przeciwnicy są niesamowicie wysocy

Carlos: Idaja biednie zaraz za Tobą i rzuca ogniską strzałę w tłum - licząc że utrafi tych drągalów.

Carlos: Jednak jej czary tylko wzmagają zamieszanie, podpalając jeden z przewróconych stołów [k]

Idaja: Staram się opanować i próbuję trafić przeciwnika jeszcze raz.

Teyron: Proboje dobiec do jakiegos ktory mnie nie zauwazy.

Carlos: Znalezienie takiego nie sprawia Ci problemu. Dobiegasz do przeciwnika zza schodów i łupiesz mu w kręgosłup z całej siły.

Carlos: Idaja natomiast stojąc na schodach zamarła na moment skupiając wzrok na jednym z przeciwników, jednak biegnący z góry zaspany gość karczmarza popycha ją i cała koncentracja znika momentalnie.

Carlos: Przeciwnik trafiony przez Teyrona pada na kolana, krasnolud walczący z nim odwraca się ku drugiemu z dryblasów.

Carlos: Dostrzegacie jak ów półelf, który przysiadł się do waszego stolika został trafiony dwuręcznym toporem prosto w czaszkę.

Carlos: kątem oka widzicie także jak jeden z ludzi rzuca się i wślizgiem wskakuje za ladę karczmy [k]

Carlos: Idaja oprócz tego, że co chwile popychana jest przez przelatujących tu i ówdzie kolesi na schodach trzyma się całkiem z dala od kłopotów

Carlos: Teyron, oprócz jakiś przedmiotów, które rzucone walają się pod jego nogami także stroni od większego pecha.

Carlos: [k]

Idaja: Wracam do pokoju, biorę krzesło, przechylając się przed poręcz zrzucam próbując trafić w przeciwnika.

Teyron: Szukam kolejnego do zamordowania. Adrenalina teraz uderza falami w moje rozespane cialo budzac je do walki

Carlos: Daleko szukać nie musisz, obracasz się w lewo i dostrzegasz draba walczącego ze zręcznym półelfem.

Carlos: Chcesz także tego zaatakować z zaskoczenia, w końcu to nie pojedynek rycerski, jednak gościu zdaje sobie sprawę w ostatniej chwili i pośpiesznie zasłania się mieczem

Carlos: Półelf jednak odrzucony chwilę wczesniej nie potrafił wykorzystać dobrej sposobności na przebicie się przez jego obronę.

Carlos: Idaja tym czasem, biegnąc oczyma za Teyronem pragnie mu pomóc i rzuca ognisty pocisk.

Carlos: Jednak w ferworze walki i z adrenaliną uderzającą do głowy trafia w...

Carlos: Półelfa, który walczy zaraz obok Ciebie!

Carlos: Ten, szamocze się, próbując ugasić swoje ubranie.

Carlos: Drągal próbuje szybko odwinąć się mieczem, jednak nie musi się mocniej postarać, by przebić się przez Twoją obronę.

Carlos: [k]

Carlos: jednak musi się mocniej postarać...*

Teyron: Atakuje znowo

Carlos: k

Carlos: Idaja patrzy ponad tłum i dostrzega, że broniący się przy drzwiach mają coraz ciężej. Giną jedni po drugich.

Carlos: Zastyga na moment i wnika myślami w draba atakujacego Teyrona - Jebany skurwysyn! Przypierdole mu z finty, chędożony małpiszon!

Carlos: ALBO NIE!

Carlos: COFAM, WYCINAM

Carlos: Zastyga na moment i wnika myślami w draba atakujacego Teyrona - Jedyne co słyszy to...

Carlos: cisza.

Carlos: Vego na szczęście lekko uchyla się przed płonącym półelfem, który w szaleństwie spowodowanym płonącym ubraniem zaczyna biegać po karczmie, próbując dostać się do okna, lub drzwi - Został trafiony buzdyganem w szczękę - to mu chyba pomogło.

Carlos: Teyron sprawnie przechodzi przez nie chcącego cofnąć się przeciwnika i przecina mu głęboko nogę.

Carlos: - Skurwysyn nadal stoi - myślisz

Carlos: Przeciwnik jakby nie bacząc, że został trafiony sprawnie przechodzi fintą przez Twoją obronę i trafia Cię lekko w brzuch, tak, że odskakując nawet nie na wiele Ci się to zdało

Carlos: [k]

Teyron: -Gnoju! - sycze wykonujac kolejny cios

Idaja: Zastanawiając się nad usłyszaną ciszą znów próbuje trafić któregoś z przeciwników, jednak z dala od walczącego Teyrona żeby przypadkiem jego nie trafić, biorąc pod uwagę ostatnie próby pomocy.

Carlos: Idaja znowu popychana przez jakiś idiotów rzuca mały płomień prosto w twarz draba. Oszołomiony na chwilę daje sobie bez najmniejszego trudu wbić miecz w trzewia

Carlos: Dostrzegasz też, że przy wejściu zaczyna się robić coraz bardziej tłoczno - Przeciwników zaczyna być coraz więcej!

Carlos: Teyron chcąc wykonać kolejne cięcie nagle poczuł jak coś podcina mu nogi. Patrząc jak w zwolnionym tempie na podłogę dostrzega upadająego trupa jednego z drągali.

Carlos: - By te pierdolone drabiny szlag! - Zdążyłeś tylko pomyśleć osuwając się na podłogę.

Carlos: Nagle słyszycie huk za plecami.

Carlos: To dach zawalił się w tylnej części budynku.

Carlos: Płomienie, którymi Idaja podpaliła stolik, ogarniają już powoli środkową część karczmy.

Carlos: [kóniec]

Teyron: Staram sie odturlac od mojego przeciwnika, wstac i rozejrzec sie.

Idaja: Szukam wzrokiem Teyrona, podbiegam do niego wołając - uciekajmy!

Carlos: Teyron kulając się jak najdalej od przeciwnika uderza małym palcem u nogi w nogę stolika, ponad to myśląc już o śmierci pada na niego trup jakiegoś przepitego krasnoluda przygniatając go do pogłodi

Carlos: Idaja podbiega do niego przez tłum, nie czyniąc sobie żadnej szkody

Carlos: Idaja odsuwa razem z Tobą trupa i oboje salwujecie się ucieczką w kierunku drzwi. Na szczęście tylnie wyjście z karczmy znajduje się tuż obok was.

Carlos: Uciekacie zatrzaskując za sobą z całą siłą drzwi.

Ostatnio edytowany przez Carlos (2011-11-20 23:11:37)

Offline

 

#2 2011-11-26 23:10:35

Vegolas

Administrator

Zarejestrowany: 2011-11-16
Posty: 6
Punktów :   

Re: Idaja session!

SPAM

Offline

 

#3 2011-11-26 23:16:32

Carlos

Administrator

Zarejestrowany: 2011-11-16
Posty: 22
Punktów :   

Re: Idaja session!

CHAPTER 2



Carlos: Wybiegliście na zewnątrz karczmy. Widzicie płomienie ogarniające dach. Znajdujecie się z przeciwnej strony do drogi, więc nie widzicie do końca co tam się dzieje.

Carlos: Niepokoi was również to, że z prawej strony, tej z której przyszliście, widać łuny pozarów. [k]

teyron: -Nie ma czasu na myslenie... Musimy stad uciekac!

Idaja: - Mieliśmy od razu uciekać, czemu głupia pomyślałam że damy im radę. - uciekamy w przeciwną stronę do pożarów.

teyron: -Nie oddalamy sie od Twojej wioski? Tak w ogole, czemu oni wszyscy byli tacy wysocy?!

Idaja: - Później będziemy się zastanawiać nad tym gdzie jest moja wioska. Oni w ogóle byli nienaturalni. Nic nie mogłam usłyszeć w ich głowach! Co to może oznaczać ?

teyron: Zatrzymuje sie na chwile - Jak czytac w glowach? O.. o co chodzi?! - doganiam Idaje

Idaja: - Szczerze? Sama nie wiem. Gdy byliśmy jeszcze w pokoju nagle zobaczyłam co myśli karczmarz. Rozumiesz? Wiedziałam co myśli, wiedziałam co się dzieje na dole bo przez chwilę mogłam ujrzeć jego wspomnienia. - zwalniam kroku. - To było niesamowite. Spróbowałam zrobić to samo później, gdy już walczyliśmy i jedyne co usłyszałam to cisza, zobaczyłam pustkę.

teyron: -To mnie troche przeraza...

Idaja: - Mnie też.. nie wiedziałam, że potrafię robić takie rzeczy. Ale nie martw się, Tobie do głowy nie będę się pchać.

teyron: -Dobrze - mowie usmiechajac sie lekko i przyspieszajac kroku. [ja k]

Idaja: [k]

Carlos: Uciekacie skrajem traktu i zostawiacie za sobą okrzyki i jęki cierpienia.

Carlos: Płonąca karczma zamienia się powoli w małe światełko.

Carlos: Adrenalina powoli schodzi z waszych ciał.

Carlos: Co chwilę nasłuchujecie czy ktoś za wami nie idzie, lub czy coś zaraz nie wyskoczy z lasu, który macie ze swojej lewej strony

Carlos: jednak nic niezwykłego się nie dzieje [k]

Idaja: - Wydaje mi się, że zmierzamy w dobrym kierunku.

teyron: -Uff... w takim razie idzmy dalej... Mam nadzieje ze te dziwne postacie nas nie dogonia... Kim oni byli?!

Idaja: - Nie wiem, naprawdę. Mam nadzieje, że już nigdy więcej ich nie spotkamy. Tak w ogóle to wszystko w porządku ? Walczyłeś tam na dole, mogło Ci się coś stać.

teyron: -Wszystko w porzadku, udalo mi sie uniknac zranienia w tej calej burdzie

Idaja: - To dobrze, byłam tak zdenerwowana, że w ogóle nie trafiałam w tych bandziorów. Bałam się, że jeszcze Tobie zrobię krzywdę.

teyron: -Nie przejmuj sie tym na zapas... - czy ja zostawilem ta lampe w karczmie?

Carlos: nie, macie wsyzstko ze sobą

Carlos: [k?]

Idaja: [k]

teyron: No idizemy sobie dalej

Carlos: Idziecie sobie nocą, jest, jak to zazwyczaj nocą - ciemno

Carlos: potykacie się co jakiś czas o jakieś pierdoły pod nogami

Carlos: i ogólnie posuwacie się naprzód.

Carlos: Na wschodzie powoli zaczyna się rozjaśniać.

Carlos: Tym razem chmury zasnuły całe niebo.

Carlos: A przed sobą, w znacznej odległości widzicie dogasające płomienie ognisk

Carlos: Okazuje się, że przeszliście dość spory kawał drogi idąc nocą i znajdujecie się przy jakimś zamku, czy raczej zameczku zbudowanym z drewna, zresztą w większości już pozawalonego.

Carlos: Obrońcy siedzą w szańcach pobudowanych naokoło, a oblegający rozstawili się obozem pod zamkiem.

Carlos: A Wy, znajdujecie się o strzał z łuku przed nimi

Carlos: idąc nocą nie dostrzegliście nic, czy to dlatego, że ogniska były pozagaszane, czy też z innego powodu.

Carlos: nie wiecie.

Carlos: [k]

teyron: Z deszczu pod rynne... z plonacej karczmy w srodek oblezenia...

Idaja: - Co robimy ? Ja skończyłam już w podejmowaniem decyzji, teraz Ty nami kieruj.

Carlos: Zasadniczo nie orientujecie się o co tutaj chodzi, bo nie znacie się na lokalnych waśniach ani polityce tych ziem

Carlos: Problem z podejmowaniem decyzji chyba właśnie się rozwiązał

Carlos: Ponieważ straże dostrzegają was.

Carlos: Zaaferowani, krzyczą w waszą stronę: W imieniu jego książęcej mości Northumbrii stać!

Carlos: Budząc tym większość obozu...

Carlos: co robicie?

teyron: Wzdycham i stoje. - Mam nadzieje ze nie beda sprawiac problemow... - Szepcze do Idaji

Idaja: Staję obok Teyorna.

Carlos: Podchodzą do was zakuci w żelazne hełmy i ciężkie przeszywnice, na które ubrali skórznie nabijane żelazem

Carlos: W ręku dzierżą halabardy i piki

Carlos: - Dokąd? - Odzywa się jeden z nich (znajduje się ich koło was około 5-ciu

Idaja: - Naszym celem jest dotarcie do Urlyth.

Carlos: Urlyth? Ta wieś niedaleko Megary?

Idaja: -Zgadza się.

Carlos: - Urlyth? Ta wieś niedaleko Megary? - Widać, że jest stąd.

Carlos: - Bierz ich do kapitana oddziału - Dodaje jeden z nich

Carlos: - Pójdziecie dobrowolnie, czy mamy was rozbroić?! - Dorzuca. Natarczywie patrząc na wasze odzienia i ekwipunek, oraz na inne przymioty...

Idaja: Spoglądam na Teyrona. - To nie będzie konieczne.

teyron: -[i

teyron: -[i

teyron: IRWA

teyron: -Dosyc juz przemocy jak na jeden dzien... nie trzeba nas rozbrajac

Carlos: - Za mną! - Krzyczy po żołniersku. Ustawiają się dwóch przed wami i trzech za wami i prowadzą do jednego z namiotów rozłożonych na wzniesieniu.

Carlos: Słyszycie komentarze, bądź to rozbudzonych, bądź to dorzucających drewna do ognisk

Carlos: - Chędożyłbym!

Carlos: - Co za parszywe gnojki, spać przez nich nie można!

Carlos: Dochodzicie jednak, wśród tych utarczek do namiotu. Nie pilnuje go nikt, oprócz jednego halabardnika, uzbrojonego podobnie jak Ci, którzy was eskortują.

Carlos: - Cześć Marvik, prowadź do Temodesa

Carlos: - A, cześć wam Pauli - Odpowiada i rozchyla wejście do namiotu

Carlos: Wewnątrz dostrzegacie ubranego w zwykłe ubranie postawnego blondyna, który właśnie spożywa śniadanie.

Carlos: - Kapitanie! Znaleźliśmy ich jak podeszli pod nasz obóz pod schronieniem nocy! - Komenderuje ktosiek nazwany Paulim

Carlos: - Cichaj żesz kurwa! - Odpowiada szybko Temodes

Carlos: - Łeb mnie napierdala od wczorajszej popijawy, a ty musisz tak wrzeszczeć?! - Dodaje.

Carlos: Żołnierz milknie.

Carlos: Odwraca się ku wam i mówi - Ależ macie zasranego pecha, żeby wpaść jak dzieci do obozu pełnego żołdaków

Carlos: - I to z takim czymś wpaść! - Dodaje dostrzegłszy wdzięki panny.

Carlos: - Skądwyście u licha się tu wytrzaśli?

Idaja: - Uciekaliśmy z płonącego Argos. - odpowiadam cicho.

Carlos: [Veg?]

teyron: Przeciez mowi prawde, milcze.

Carlos: - Hmmm, hmmm!

Carlos: - Argos spłonęło kilka miesięcy temu... - Odwraca się idąc do stolika. - Hm... Mi jest w sumie wszystko jedno - Tu szybko odwraca głowę ku wam. - Ale kurwa, jak z takim czyms wyjedziecie książęciu, to was chyba wychłoszcze!

teyron: -A czy musimy stawac przed ksieciem? Przeciez po prostu zabladzilismy...

Carlos: - Ano niestetyż, musicie. Pół obozu rozłożonego na południe od bramy manichejskiej widziało was jak przechodziliście, bo te papugi musiały drzeć ryja. - Tu patrzy wymownym wzrokiem na strażników - i nie muszę chyba dodawać, że ostro są wkurwieni

Idaja: - To trzeba było lepiej wyszkolić żołnierzy.

Carlos: - Gdyby książę dowiedział się, że wypuściłem was, nieco podejrzanych wolno bez żadnych konsultacji z nim, urwałby mi głowę!

Idaja: - Może by mu wyszło na dobre.

Carlos: - Dzieweczko, ci żołnierze to banda zebrana ze swoich pól. Jedyne co umieją dobrze robić na wojnie, to chędożyć, więc uważaj na długość ozora!

Carlos: - Powtórzę. Co robicie na trakcie do Megary, w te niespokojnie dla nas wszystkich czasy?

Idaja: - Skąd wiesz, że tak dobrze potrafią to robić ? Chcemy dotrzeć do mojej wioski.

Carlos: - Zmobilizował nas książę dwa miesiące temu, uwierz, że dużo już widziałem

Idaja: - Sądziłam, że zdołałeś wypróbować. - mówię cicho. - Prowadź więc do Twojego księcia. Chcemy mieć to już za sobą.

Carlos: - Hm. Dobrze więc. Straże! Rozbroić ich!

Carlos: Natychmiast po wydanym rozkazie piątka strażników podchodzi do was i wygrzebuje wam bronie

Carlos: Udało im się bez przeszkód?

teyron: ofc, sam odpinam miecz

Carlos: Zdejmują wam też juki i plecaki

Carlos: i niosąc ze sobą prowadzą was razem z kapitanem przez obóz

Carlos: Idziecie jakiś czas, stanowisko księcia jest nieco dalej

Carlos: Jednak szybko dostrzegacie czerwony i finezyjnie uszyty namiot

Carlos: Wchodzicie do środka i dostrzegacie wyrostka w bogatych szatach.

Carlos: - Książę - Temodes kłania się. - Oto pochwyceni dziś rano nieznajomi, którzy chcą przedostać się na teren Megarydy, ponoć do wioski tejże panny.

Carlos: - Oddaję ich w Twoje ręce, byś mógł zdecydować o ich losie

Carlos: - No, no! Ni z dupy ni z pietruchy mamy gości! - Rzecze młodzik

Carlos: - ... Gruchy, gruchy panie. - Wtrąca się Temodes

Carlos: - Co ty zaś? Jakie gruchy, weź mi o jedzeniu w takiej chwili nie pierdol!

Carlos: - Wybacz.

teyron: Retard - mysle sobie.

Carlos: Książę zwraca się do was - Co za sprawy wiodą was ku Megarze! - Próbuje dodać sobie elokwencji podnosząc podbrudek do góry i podnosząc głos.

Idaja: - Chcemy dostać się do mojej wioski Urlyth, panie.

Carlos: - Ojoj joj! Chcą dostać się do wioski! - Mówi uradowany. - A ja chcę to gówno, wokół którego rozsiedliśmy się jak wół na kobyle! - Widzicie, jak Temodes spuszcza wzrok w ziemię. - Ale wiecie co? Nie mam! A jeszcze tej nocy zrobili skurwysyny wypad na nasze pozycje! Dziesiątki rannych skowycze teraz w lazaretach!

Carlos: [nie koniec[

Carlos: - Panie, oto co znaleźliśmy w ich jukach - Strażnik posłusznie oddaje księciu waszą złotą lampę

Carlos: - Nooooo proszę! Jakie ładne! - Mówi obracając przedmiocik w dłoniach [k]

Carlos: - I tak kurewnie lekkie! - Dodaje czym prędzej odnosząc to na stolik, by nie było widać napięcia jego mięśni gdy trzymał lampę

Idaja: - Uważam, że nasze życzenie jest łatwiejsze do spełnienia niż Twoje, panie.

Carlos: - Uważam, że nie. - Mówi najzimniej jak tylko potrafi, co nieco mu nie wychodzi, zważywszy, że przeżywa mutacje

teyron: -Czego wiec chcesz od nas?

Carlos: - Nie wiem co możecie mi dać! Pobędziecie sobie w naszym obozie, poznacie żołnierskie obyczaje.

Carlos: - A może macie informacje!

Carlos: - Skąd idziecie?

teyron: -Uciekamy przed jakas spora grupa najemnikow, ktorzy palili wszystko na swej drodze

Carlos: - Huhuhu! Maruderzy im w skórę zaszli, no proszę!

Carlos: - Panie, może to posiłki dla oblężonych?

Carlos: Podaje Temodes.

teyron: -Nie tylko nam. Wszystkim ktorych domy spalili na swej drodze

Carlos: - Nie przeszkadzać jak infiltruje więźniów

Carlos: - Jak wyglądali? - Pyta książę

teyron: -Wysocy, wszyscy tak samo wysocy./[i]

Carlos: [i]- Noo i widzisz Tymłotku, wszyscy nasi z Propontis to chłopy na schwał, co takie maluchy jak te mogą powiedzieć innego o naszych?


Carlos: Domyślacie się, że Tymłotek to jakaś forma przezwiska dla Temodesa

Carlos: Nagle wbija do namiotu jakiś żołnierz...

Carlos: - Panie, nasi ranni żołnierze umierają jeden po drugim w konwulsjach, to chyba zaraz panie! - mówi

Carlos: Twarz księcia ulega napięciu, ale nic nie mówi

Carlos: Patrzy przestraszonym wzrokiem na Temodesa

Carlos: [k?]

teyron: -Jestem cyrulikiem, moge sprobowac pomoc... To bedzie to co mozemy ci zaoferowac, panie...

Carlos: - No, no W końcu gadasz z sensem! A ta dziewka co może mi zaoferować...? - Patrzy na Idaję łakomym wzrokiem, jakby zapomniał o całej sprawie.

teyron: -Ona bedzie mi asystowac podczas gdy bede badal Twoich zolnierzy, bez niej bedzie trudno. Dodaje wiele otuchy umierajacym

Carlos: - Pielęgniareczka, huhu! Przydała by się taka w posiadłości!

Carlos: Patrzy na was wzrokiem jakbyście mieli coś załapać

Carlos: -No spierdalać do rannych! - Krzyczy

teyron: Odwracam sie i wychodze.

Carlos: Temodes czym prędzej razem z wami

Carlos: - Oj, książulek nie w humorze, współczuję

Carlos: - Załatwię u niego byście spali gdzieś w pobliżu mojego oddziału, bo kto wie co ten gbur wymyśli jeszcze

teyron: -Ile on ma lat..?

Carlos: -14...

Carlos: - Ojciec włądający w pobliskiej krainie wysłał go, by nabrał męskości... Od dwóch miesięcy tu siedzimy.

Carlos: Mówi ze skwaszoną miną.

teyron: -Mlodzi u wladzy, przelewaja krew starszych ktorym winni szacunek... I to pewnie niepotrzebnie... Dokad zmierza ten swiat? - mysle sobie tak szczerze ze moze armia smokow spalajaca ten swiat jest dobrym rozwiazaniem...

Carlos: - By to młode aby było. Ale tępe to jak kant stołu, zresztą wdał się w ojca

Idaja: - Jak Wy z nim wytrzymujecie? Ja już dawno zrobiłabym mu krzywdę..

Carlos: - Tu siła rządzi, im bardziej jesteście głupi i szorstcy, tym chyba lepiej skończycie...

Idaja: - W takim razie ten młody zawładnie całym światem.

Carlos: - Co mamy zrobić? Jego ojciec jakby tylko chciał, zgładziłby tą armijkę (a to przeszło 2 tysiące chłopa tu!) jednym uderzeniem ręki o stół.

teyron: [moze juz ranni?]

Carlos: Ym ta

Carlos: Dochodzicie do mnóstwa rozłożonych łózek na polanie

Carlos: Wszyscy wyją z bólu

Carlos: jest ich przeszło pięćdziesiąt.

Carlos: Widzisz nogi całe sine, które już dawno należało amputować

Carlos: widzisz ludzi bez oczu

Carlos: brudne szmaty tamujące krew i niepozwalające wypłynąć flakom z rozpłątanych brzuchów

Carlos: - To będzie długi dzień- zdajesz sobie sprawę.

Carlos: No i przystępujecie do pracy

teyron: -Idajo nie musisz przy tym byc, to bedzie naprawde brudna robota...

Idaja: - Pomogę Ci. - mówię cicho.

Carlos: Na tym w sumie spływają wam godziny za godzinami

Carlos: Pod koniec dźwięk przecinanej kości i wrzaski bólu nie robią już na Tobie wrażenia

Carlos: Upaćkani krwią, mimo, że Teyron próbował dbać o higienę, dostrzegacie żołnierza posłąnego od Temodesa

Carlos: Który mówi wam, gdzie znajduje się wasz namiot

Carlos: Nieludzko zmęczeni kładziecie się spać

Carlos: [chyba ze cos robicie?]

teyron: Myje sie

Idaja: [spimy]

Carlos: [ END of

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.future-esport.pun.pl www.pedagogikawskiz.pun.pl www.przeciszovia.pun.pl www.neurokognitywistyka.pun.pl www.najlepszamuza.pun.pl